poniedziałek, 26 września 2011

Prywatność w sieci a szanse w realu

Wczorajszy dzień zakończyłam filmem Davida Finchera "The Social Network", opowiadającym o powstaniu "Facebook'a", najpopularniejszego obecnie serwisu społecznościowego.  Było to dla mnie o tyle ciekawe, że dotąd jakoś nie interesowałam się za bardzo tym serwisem, już nie mówiąc o polityce i zagrywkach, które leżały u podstaw jego powstania. Mimo to, Facebook jest w moim życiu obecny i jakkolwiek bym się przed nim broniła, prawdopodobnie będzie coraz mocniej związany z moim cyber życiem.

Przyznaję się - należę do 750 mln społeczności, która ma konto na Facebook'u. Założyłam je, kiedy jeszcze w Polsce królowała Nasza-Klasa. Nie było mi potrzebne do opowiadania o sobie, raczej do komunikacji z koleżanką, które wyjechała do Anglii, a konta na nk nie chciała mieć. Z czasem znajomych przybyło, pojawiły się nowe funkcje, a ja niewzruszenie wciąż o sobie nie pisałam, zdjęcia nie dodałam, a przycisk "Lubię to" wciąż działał jak czerwona płachta na byka. Mimo to, konto nie skasowałam i średnio raz na dwa-trzy dni łapię się na tym, że muszę wejść zobaczyć, co zrobili, powiedzieli i dodali moi znajomi. A ja wciąż swoimi myślami i życiem się nie dzielę.
I tu powstaje pytanie - czy to robię jest dobre czy złe? Nie opowiadam, przecież innym o swoim życiu, a w ich życiu uczestniczę poprzez podglądanie jawnych informacji. Czy brakuje mi narcyzmu i (wręcz) ekshibicjonizmu (chyba nie - prowadzę dwa blogi), czy takie działanie ma więcej wad czy zalet? Smutne - do głowy przychodzi mi tylko jedna zaleta - jak nie mają powodu, by o Tobie mowić, to raczej nic złego nie powiedzą. Ale z drugiej - jak nie mówią, to nie istniejesz. Jak nie istniejesz, prawdopodobnie ominie Cię coś, w czym inni wezmą udział. Może nie zaproszą Cie na rozmowę kwalifikacyjną, bo na postawie cv nic się o Tobie nie dowiedzą, a w sieci Ciebie nie będzie, więc jesteś nieaktywny, prawdopodobnie taki też będziesz w pracy. Szkoda czasu na Ciebie (choć tu jest paradoks - podczas rekrutacji chcą aktywności, a w pracy wręcz przezroczystości i braku aktywności, poza wypełnianiem obowiązków). Ale czy nie było tak zawsze - życiowe szanse zwiększało to, że znało się kogoś ważnego i kto w potrzebie mógł pomóc znaleźć prace czy załatwić jakąś sprawę . Dziś jest podobnie - tylko liczba tych znajomych wzrosła. A w utrzymaniu, często iluzorycznej znajomości, pomaga choćby Facebook. Bo nie wiadomo, kogo w przyszłości może poprosi się o pomoc. Na wszelki wypadek, dobrze znać wszystkich.

Na koniec jak zwykle piosenka. Chciałam jakoś powiązać ją z powyższym tekstem i długo nie mogłam zdecydować, jaką piosenkę chciałabym tu umieścić. W końcu wybrałam - piosenka mojego ukochanego we wcześniejszej ;) młodości zespołu. Akurat ta piosenka nigdy nie należał do moich ulubionych (była zbyt popularna), jest jednak tam jedno zdanie: "nigdy ostatni, nigdy pierwszy - chyba śni Ci się życie", które zawsze przypomina mi się w gorszych chwilach. Wtedy, gdy śni mi się życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz